sobota, 1 sierpnia 2015

chrzest, czyli szabat

Przeżyłam szabat...

Szabat= survival dla niewiernych mieszkających pod tym samym dachem, co Żydzi.

W tym szczególnym dniu, który ku ogólnej uciesze powtarza się co tydzień, Żyd nie może:
- prowadzić auta,
- korzystać z telefonu,
- włączać, wyłączać swiatła,
- używać papieru toaletowego, bo nie może go rwać; mają do tego specjalny już podarty,
- naciskać przycisk spłuczki w toalecie, która w szabat zamienia się w kibel,
- odkręcać wody w kranie, chyba że mogą pociągnąć (kurde;już się w tym gubię:D)
- używać piekarnika,
- podgrzewać wody na herbatę (ja dzisiaj nie wypiłam ani jednej...!)
- korzystać z windy, bo nie mogą nacisnąć guzika- ale już mogą o to poprosić nie-Żyda, czyli np mnie...

Ogólnie czuję się bardzo ubogacona życiowo dzięki Żydom... Takiego kursu cierpliwości nie miałam nawet kiedy byłam aupair... :D

Od jutra we czwórkę będziemy obsługiwać już około 200 gości a doba ma tylko 24h, rąk każda ma 2, nogi póki co są tylko 2, 1 głowa, z której lubi umykać wiele spraw i 1 serce, które zaczyna tęsknić za zwykłym niekoszernym, polskim chlebem czy głupią zupą warzywną... ;-D

A za oknem Mont Blanc, który po koszernym winie wydaje się poruszać... ;-) Wino to chyna jedyna recepta na przeżycie szabatu... Bierzemy przykład z samych Żydów; tego dnia sobie naprawdę z nim folgują i nawet obrzucają się chlebem; jeszcze nie wiem po co, ale to kwestia czasu pewnie... :D

1 komentarz:

  1. Nie powinno się naśmiewać z innych kultur i religii, ale TO JEST TAKIE ŚMIESZNE!!! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń